Jan Frejlak: Upadek Europy

Eurabia
Eurabia

Poniższy tekst został opublikowany w 2001r. w magazynie „Templum Novum” sprawdźmy jego trafność.

Od czasów, gdy Europa osiągnęła szczyt swej potęgi, to jest od pierwszych lat XX wieku, zaczęły pojawiać się głosy, że ten sukces będzie nieuchronnym początkiem jej całkowitego upadku.

I rzeczywiście, przepowiednie katastrofistów na naszych oczach zaczynają się sprawdzać. W Europie rodzi się coraz mniej dzieci, powszechnie panuje hedonizm, zanikają cnoty obywatelskie, takie jak dbałość o wspólne dobro, odwaga, zdolność do poświęceń. Przyczyn kryzysu Świata Zachodniego jest z pewnością wiele. Najistotniejszą jednak moim zdaniem jest to, że nasza cywilizacja osiągnęła właściwie wszystko co można było osiągnąć.

Wszelkie odwieczne ludzkie marzenia o szybkich podróżach, lataniu w powietrzu, komunikowaniu się na odległość, zwalczaniu powszechnych chorób zostały zrealizowane już przed Drugą Wojną Światową. Dziś dla mieszkańców Europy Zachodniej dobra te są powszechnie dostępne. Nie ma też już żadnych nowych przestrzeni – cały nadający się do zamieszkania obszar naszego globu został zasiedlony, zaś kolonizacja ubogich państw Trzeciego Świata przestała być ekonomicznie opłacalna, wojna między krajami bogatymi zbyt ryzykowna ze względu na atomowe arsenały, a poza tym bezcelowa. Tak więc politycy nie mogą dziś przedstawiać ludziom wielkich projektów zdolnych mobilizować masy do heroicznych wysiłków.

W takiej sytuacji w naturalny sposób jedynym pragnieniem staje się poczucie bezpieczeństwa i wygody. Zanika odwaga, ofiarność, kreatywność, które żywią się wolą przekształcenia Świata. Być może loty do gwiazd czy masowa eksploatacja odległych planet mogłyby wykrzesać z ludzi nowe pokłady entuzjazmu, te jednak są wobec naszych możliwości technologicznych równie niedostępne, co budowa samolotów naddźwiękowych była niedostępna mieszkańcom starożytnego Rzymu. Upadek Zachodu nie jest jednak upadkiem Świata. Inne kultury zachowały swą kreatywność i moralną siłę. Będąca jej najgłębszym wyrazem gotowość do poświęcania własnego życia wciąż jest obecna na przykład w Świecie Islamu.

Teoria katastrof

Trudno uwierzyć by trwający od kilkudziesięciu lat napór ludności muzułmańskiej na Europę uległ w pewnym momencie zatrzymaniu. Bogactwo naszego kontynentu jest zbyt kuszące, przyrost naturalny w Afryce Północnej i w Azji zbyt wysoki, zaś doskonałe uszczelnienie granic technicznie niewykonalne. Równie nieprawdopodobne jest by przybywający do Europy muzułmanie zaczęli nagle odrzucać swe wierzenia, które stanowią dla nich, prócz metafizycznego, również społeczne oparcie w otaczającym ich tu obcym bądź co bądź świecie.

Dodajmy też, że muzułmanie pozostając wciąż grupą ekonomicznie słabszą nie ulegną demoralizacji rozkładającej naszą kulturę. Oni wciąż będą mieli wiele do zyskania, a mało do stracenia. Jeśli nie dojdzie do gwałtownych zmian i masowego wysiedlenia ludności muzułmańskiej z Europy, to w przeciągu niecałych stu lat będą oni w stanie zamienić takie kraje jak Francja czy Niemcy w islamskie republiki. Z dzisiejszej perspektywy zorganizowanie akcji wysiedleńczej wydaje się jednak niemożliwe. Nie chodzi mi tu jedynie o oczywisty brak politycznej woli jej przeprowadzenia, opory natury moralnej czy ideologicznej. Przesiedlenie na taką skalę musiałoby wywołać polityczną reakcją w coraz bardziej przeludnionych krajach arabskich czyniąc realnym nawet wybuch wojny.

Szansa na to, by Europa oparła się islamskiej inwazji jest więc niewielka i wydaje się, że trzeba się już dziś pogodzić z tym, że za siedemdziesiąt lat wnuczka pani minister edukacji we francuskim rządzie, która wprowadziła obowiązkowe rozdawnictwo pigułek wczesnoporonnych dziewczętom ze szkół, wychodząc na ulice Paryża będzie musiała przesłaniać twarz kwefem. Coraz liczniejsi muzułmanie utworzą w którymś momencie swoją reprezentację polityczną, a ta w jakiś kolejnych demokratycznych wyborach po prostu przejmie władzę [Pierwsza partia muzułmańska w UE]. Europa wydaje się już być z tym faktem pogodzona. Polityka wobec przybyszów jest bardzo łagodna. Pozwala im się na swobodne praktykowanie własnej religii. Coraz częstsze są przypadki, że chrześcijańskie świątynie zamieniane są na meczety. Znamiennym przykładem otwarcia europejskich elit na islamskich sąsiadów jest dopuszczenie Turcji do negocjacji w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej. Taki „łagodny” scenariusz islamizacji naszego kontynentu nie jest jednak jedynym jaki można sobie wyobrazić.

Wiele procesów występujących tak w przyrodzie, jak w życiu ludzkich społeczności, których przebieg do pewnego momentu miał charakter stopniowy, ulega gwałtownemu przyspieszeniu, tak znacznemu, że zostaje zerwana ich ciągłość. Sytuacje takie określa się mianem katastrof. Ich przykładami mogą być rewolucje, wojny, krachy giełdowe. Najbliższe ćwierćwiecze przyniesie nałożenie się aż dwóch zjawisk mogących przybrać formę społecznej katastrofy, a mających swoje podłoże w zjawiskach demograficznych (a więc w takiej perspektywie czasowej dających się bardzo dobrze prognozować).

Starzenie się zachodnich społeczeństw między rokiem 2015, a 2020 stanie się przyczyną wielkiego gospodarczego kryzysu. Nadmuchane, przez oszczędzających na swą starość Amerykanów i Europejczyków giełdy, runą w momencie gdy pokolenie powojennego wyżu demograficznego osiągnie wiek emerytalny. Takie właśnie załamanie przewiduje między innymi Krzysztof Dzierżawski – znany ekonomiczny publicysta i ekspert Centrum im. Adama Smitha. Wzrost indeksów na światowych giełdach jest bowiem pochodną ekspansji funduszy emerytalnych. Gdy znacząco zwiększyły one swe inwestycje na początku lat osiemdziesiątych, wskaźnik nowojorskiej giełdy zaczął gwałtownie rosnąć, by w roku 87 wynieść (uznany już wtedy za absurdalnie wysoki) poziom 3.500 punktów. Po krachu jaki miał wtedy miejsce “Dow Jones” ponownie zaczął rosnąć osiągając w 97 roku 8.500 punktów; wtedy nastąpiło kolejne załamanie i indeks spadł do 8.000 punktów, by zaraz znów zacząć się wspinać, przekraczając dziś 11.000 punktów.

Dzieje się tak pomimo, że większość wchodzących w skład koszyka Dow Jones spółek od wielu lat przestała już przynosić zyski. Jak podaje w swej książce “Przyszłość kapitalizmu” profesor Lester Thurow, większość dorosłych Amerykanów jako jedyną szansę na godziwe przeżycie starości zaczęło w latach osiemdziesiątych uważać właśnie inwestycje giełdowe. Gdy giełdy runą nastąpi kryzys o sile przerastającej słynny Wielki Kryzys lat trzydziestych (wtedy indeks nowojorskiej giełdy przeszacowany był mniej więcej dwukrotnie, już dziś przeszacowanie jest co najmniej pięciokrotne, a dmuchanie mydlanej bańki trwa nadal).

Zanim jednak dojdzie do krachu na giełdach, nastąpi jeszcze jedno znaczące zjawisko. Około roku 2010 w niemal wszystkich krajach islamskich wejdzie w dorosłe życie najliczniejsza w historii tych państw grupa młodych ludzi. Wielu z nich z pewnością zdecyduje się na emigrację do Europy. Oznaczać to będzie, że w latach 2010-2015 napór demograficzny na nasz kontynent osiągnie nie notowane nigdy wcześniej rozmiary. Dodajmy, że przyrost naturalny wśród muzułmańskich imigrantów sięga 4% rocznie, a to oznacza, że i bez zasilania nowymi przybyszami ich liczba podwaja się co 18 lat.

Jak dowiadujemy się z prognoz demograficznych opublikowanych w 1995 roku w magazynie “Newsweek” ludność muzułmańska w samej Francji ma osiągnąć w 2010 roku poziom od 6 do 8 milionów, a więc wzrosnąć w stosunku do roku 1994 ponad trzykrotnie. Jeśli przyjmiemy, że w latach 2010-2015 wzrośnie ona o kolejne 3-4 milionSkutki wybuchu kryzysu ekonomicznego w takich okolicznościach nietrudno przewidzieć. Dojście do władzy ugrupowań domagających się wysiedlenia przybyszów wydaje się wówczas niemal pewne. Będzie już jednak za późno. Nerwowe próby ratowania sytuacji najprawdopodobniej doleją tylko oliwy do ognia i zachód naszego kontynentu ogarnie etniczna wojna domowa.

Istnieje kilka powodów, dla których bardziej prawdopodobna w tym konflikcie wydaje się porażka Europy niż islamu.

Po pierwsze zauważmy, że w wojnie tej polami bitew będą ulice wielkich europejskich miast. Zmniejsza to znacznie przewagę jaką nad Światem Islamu miała dzięki technologii Europa. Do walki w mieście nie można będzie przecież użyć ani nowoczesnych samolotów bojowych, ani wyrzutni rakiet czy innego tego typu sprzętu. Również helikoptery nie na wiele się tu zdadzą. Użycie broni jądrowej w ogóle nie wchodzi w rachubę – niewyobrażalnym jest by Francuzi, na przykład po przegraniu bitwy o Paryż zniszczyli go bombą nuklearną. Potrzebne do walki w miastach uzbrojenie (karabiny i broń przeciwpancerna) łatwo będzie islamistom przemycić – nie sądzę więc by mogło im go zabraknąć.

W tej wojnie decydować będzie jedynie liczba ludzi zdolnych do noszenia broni i ich morale. Ludność islamska będzie wtedy co prawda nadal kilkukrotnie mniej liczna od ludności rdzennie europejskiej, jednak blisko połowę Europejczyków stanowić wtedy będą ludzie mający powyżej pięćdziesięciu pięciu lat. Islamiści zaś będą to, w zdecydowanej większości dwudziesto-paroletni fanatycy. Zdeterminowani, wierzący w swoją misję, kierowani pragnieniem służenia woli Allacha i zdobycia bogactw Europy, Arabowie i Turcy będą mieli nad Francuzami, Niemcami, Włochami i Hiszpanami ogromną psychologiczną przewagę.

Po drugie Europa nie będzie mogła liczyć na pomoc Ameryki. Tam kryzys gospodarczy będzie najgłębszy. Najprawdopodobniej pociągnie on za sobą masowe wybuchy zamieszek na tle rasowym. Murzyni i Latynosi zaczną grabić bogatsze dzielnice wielkich miast, do akcji wkroczą anarcho – nacjonalistyczne milicje, które dostaną materialne wsparcie od takich wrogów Ameryki jak na przykład Chiny. Rozpad i chaos nie da się opanować przez wiele lat, co kompletnie wyłączy Amerykę z polityki międzynarodowej.

Po trzecie wreszcie, zaangażowanie krajów islamskich w europejski konflikt najprawdopodobniej, zwłaszcza w jego późniejszej fazie, nie ograniczy się jedynie do cichego wspierania braci w wierze, ale do otwartego starcia z wypowiedzeniem wojny włącznie. Świadomość, że tak korzystna sytuacja nie prędko się powtórzy (Ameryka nie zainterweniuje, Europa w kryzysie), oraz że europejskie zwycięstwo oznaczać będzie masowe wysiedlenia, a więc kryzys wewnętrzny w krajach islamskich, może skłonić arabskich i tureckich przywódców do zadziałania w myśl zasady „teraz albo nigdy”. W przypadku państw arabskich dodatkowym bodźcem może być świadomość wyczerpywania się zasobów ropy naftowej, a więc tego, że za dziesięć, dwadzieścia lat ich sytuacja ekonomiczna tak czy siak zacznie się drastycznie pogarszać.

Przedstawiony tu scenariusz katastrofy nie jest oczywiście jedynym możliwym. Zawiera on jednak pewne elementy wspólne dla wszystkich możliwych scenariuszy takiego gwałtownego upadku Starego Kontynentu: kryzys gospodarczy mający swe podłoże w starzeniu się zachodnich społeczeństw, wzrost liczby muzułmanów zamieszkujących Europę powyżej pewnego krytycznego poziomu, niekorzystne dla Europejczyków pole walki w spodziewanym starciu, przewaga morale muzułmanów nad Europejczykami.

Podsumowując, najprawdopodobniej proces islamizacji Europy Zachodniej przestanie w pewnym momencie przebiegać w sposób łagodny i ulegnie gwałtownemu, katastroficznemu przyspieszeniu. Nastąpi to w pierwszej połowie XXI wieku i decydującą rolę odegrają elementy wymienione powyżej.

Powtórka z historii

Niektórzy buntują się przeciw takiej wizji. Twierdzą, że europejskie elity na pewno nie dopuszczą do realizacji opisanego scenariusza. Warto im jednak przypomnieć historię upadku Cesarstwa Rzymskiego na zachodzie. Podobieństwo sytuacji społecznej schyłku Rzymu i dzisiejszej Europy jest tak ewidentne, że w zasadzie nie warto się nad nim rozwodzić – spadająca dzietność (na kobietę, która urodziła dwójkę dzieci patrzyło się wtedy jak na bohaterkę, dziś traktuje się ja wręcz jak dziwaczkę), rosnące podatki, wzrastająca ilość obcych przybyszów, upadek poszanowania dla własności publicznej, ogólna dekadencja i rozkład moralny.

Skutek znamy – Rzym upadł. Upadł pomimo posiadania najsilniejszej w owym czasie armii na Świecie, pomimo posiadania bogactw, przy pomocy których mógł korumpować rządy i wpływać na okolicznych władców. Przypomnijmy tu za francuskim historykiem Filipem Contamine fakty związane z najazdami barbarzyńców, które uznawane są za ostateczną katastrofę tego wielkiego imperium: „…Po jednej stronie wykorzystywano wszystkich dorosłych mężczyzn, w wieku od lat piętnastu czy szesnastu, do lat gdy opuszczały ich siły, a więc liczba walczących sięgała jednej czwartej, jednej piątej całej ludności. Cesarstwo miało kilkadziesiąt milionów mieszkańców, ale zdolne było za cenę rujnującego wysiłku zgromadzić 500.000 czy 600.000 żołnierzy, z których dwie trzecie, a nawet trzy czwarte były w praktyce niezdolne do udziału w kampanii. Tak więc stosunek liczby walczących do liczby ludności teoretycznie był rzędu jednego do stu, praktycznie jednego do czterystu. (…) Niższość barbarzyńców w dziedzinie prowadzenia oblężeń nie stanowiła utrudnienia, chyba że miasta broniły się zdecydowanie. W rzeczywistości wiele z nich padło przez zaskoczenie, przez zdradę albo wskutek krótszej czy dłuższej blokady; inne otwarły rozmyślnie swe bramy z nadzieją, że zostaną oszczędzone.

Barbarzyńcy łupili i niszczyli imperium, pomimo, że Rzymianie mieli nad nimi ogromną przewagę. Brakowało im jednak tego co wojskowi nazywają morale – ducha walki, odwagi, gotowości na śmierć. Tchórzliwi, hedonistycznie nastawieni do życia i pragnący jedynie spokoju Rzymianie, konsekwentnie lekceważyli zagrożenia, a gdy doszło do napaści dzikich ludów, sami otworzyli najeźdźcom bramy do swych miast.

Historia lubi się powtarzać.

Być może kontynent opanowany przez młody, dynamiczny naród arabski, za kilkaset lat powtórnie odżyje tworząc oryginalną, nową cywilizację, będącą mieszanką cywilizacji łacińskiej i muzułmańskiej. Byłaby to kolejna powtórka z historii – wszak w kilkaset lat po upadku Rzymu, niżej cywilizowane ludy germańskie utworzyły to co my nazywamy dziś Naszą Europą. Podobnie jak wtedy, gdy barbarzyńscy najeźdźcy ocalili z Rzymu to co było w nim najbardziej wartościowe – prawo, organizację, niektóre technologie, a także wschodzące wtedy chrześcijaństwo, tak samo jutro Arabowie to co dobre wezmą, a to co złe odrzucą.

Polacy wobec upadku Europy

Nad śmiercią Europy nie ma co rozpaczać. Tak widać musiało być. Zastanówmy się jednak co z niej może wynikać dla naszego kraju. Po pierwsze zauważmy, że w Polsce muzułmanie nie mają swojego mocnego przyczółka. Nasz kraj jest zresztą zbyt mało atrakcyjny jako obiekt ataku, tak więc (o ile zachowamy neutralność wobec europejskiej wojny domowej) islamska inwazja w XXI wieku jeszcze nam nie zagrozi. Po drugie zauważmy, że wojna ta może być dla naszego kraju wręcz ogromną szansą na wzbogacenie się.

Podobnie jak Szwecja, która wykorzystała Drugą Wojnę Światową, by uczynić ze swego państwa (będącego w latach trzydziestych jednym z najuboższych w Europie) kraj o jednym z najwyższych dochodów na głowę mieszkańca na Świecie, tak samo Polska, wysyłając broń i środki opatrunkowe obu walczącym stronom może w kilka lat wyrosnąć na lokalną potęgę gospodarczą i polityczną. Zauważmy tu, że Szwecja w latach trzydziestych była krajem 4 milionowym, Polska zaś jest dziś krajem 40 milionowym. Umiejętne wykorzystanie szansy jaką będzie europejski konflikt uczyni z nas polityczną siłę, z którą wszyscy będą się musieli liczyć. W sojuszu z Rosją będziemy mogli utworzyć blok trudny do zaatakowania. Podobnie jak upadek Cesarstwa Zachodnio-rzymskiego nie był upadkiem całego imperium, które pod postacią Bizancjum przetrwało jeszcze tysiąc lat, z czego przez lat pięćset było polityczną potęgą, tak samo upadek Europy Zachodniej nie jest upadkiem europejskiej cywilizacji, która w słowiańskiej części kontynentu ma szansę przetrwać jeszcze przez wiele stuleci, a nawet, w stosownym momencie, wyzwolić Europę Zachodnią spod islamskiego jarzma.

Z upadku kontynentu nie wynikają też specjalne powody do troski o naszą wiarę. Pod panowaniem muzułmanów liczba chrześcijan nie będzie raczej spadać szybciej niż dzieje się to obecnie w lepkich mackach liberalnej demokracji. Czy nastąpi upadek Watykanu? Cóż, nigdzie nie jest powiedziane, że siedzibą Stolicy Apostolskiej musi być Rzym. Kto to wie, może następną siedzibą będzie Pekin? A może Kraków lub Warszawa?

Analiza 'Upadek Europy’ autorstwa Jana Frejlaka – 2001r. magazyn „Templum Novum”

6 komentarz do “Jan Frejlak: Upadek Europy

  1. Dziękuję za ciekawy artykuł!! Szkoda tylko,że”nasi”decydenci z jednej strony umieją głośno”ujadać”o tolerancji i demokracji,a z drugiej strony atakować każdy głos rozsądku nie tylko w krajach Unii Europejskiej,ale i u nas,traktują każdego z nas jak”trędowatego”!! Czy nastąpi upadek wiary chrześcijańskiej w Europie,trudno zgadnąć!! Niestety wszystko na to wskazuje!! Sami hierarchowie robią wszystko,żeby do tego doszło-pozostawili”swoje owce”i pozwalają,żeby”wilki”je atakowały!! Wożą się limuzynami,a co gorzej,pozwalają lewakom na niewybredne ataki na Kościół!! Nie jestem prorokiem,ale przewiduję zniszczenie Chrześcijaństwa każdego odłamu w Europie Zachodniej!! I tylko od nas będzie zależało,czy Chrześcijaństwo u nas ocaleje!!!

  2. niestety taka przyszłość czeka Europę,wystarczy przesledzić historie podbojów islamu by nie mieć wątpliwości, mało kto już pamięta,że Turcja kiedyś była w 100% chrześcijańska,a z bliższych przykładów np Liban,jeszcze w latach 70 tych było tam ok 75% chrześcijan, dziś jest poniżej 20% a kraj jest kolejną republiką islamską…

  3. Bardzo ciekawy artykuł. Mam nadzieję, że jednak się nie sprawdzi, choć wszystko na to wskazuje. Jednak pamiętajmy, że widać już od parunastu miesięcy przesłania kierowane do muzułmanów ze strony administracji Węgier czy Słowacji.
    Co do roli Polski na arenie międzynarodowej (o ile ten przepowiadany scenariusz się ziści) to niestety nie mam dobrego zdania o wykorzystaniu zagrożenia na zachodzie by pomóc Polsce się wzbogacić, raczej będzie jak w Polsce szlacheckiej, gdzie każdy broni swojej prywaty i rządzący nie będą na tyle ogarnięci by tę okazję wykorzystać. Boję się również, że jeżeli nawet byśmy się połączyli z Rosją to później po prostu Rosja nas zaanektuje…

    1. Zazwyczaj dzieje się tak, że mniejszy i słabszy szuka schronienia u większego i silniejszego. A że Rosja jest większa i silniejsza chyba nikt nie ma wątpliwości. I że rządzący mają większe jaja niż zachodnioeuropejscy też widać. I że martwią się o swoje a nie cudze też doskonale widać. Tak więc chyba musimy się pogodzić z tym, że być może będziemy jedną z republik Federacji Rosyjskiej a to jest chyba lepsze niż republika islamska.

  4. Gdy nadarzy się szansa , Polska powinna ją wykorzystać.
    Tak jak w artykule , nasz kraj jest nie zbyt atrakcyjny tak więc muslimy raczej nie chętnie przeprowadzą „inwazję” .
    Lecz żeby do tego doszło , naszym krajem powinni rządzić ludzie inteligentni , twardzi i rozważni.
    Inaczej zdziwi nas otaczająca nas rzeczywistość.

Dodaj komentarz