„The Times”: Bruksela szykuje ultimatum dla Polski i Węgier

Może przeciętniak tak to widział, jeśli nie przyglądał się dokładniej, i nie ufał historii… Już wtedy rozwijało się multi-kulti w Europie. Wolny przepływ dóbr można powiązać z tym, że bogatszy robi interesy na biedniejszym, prócz rynku zbytu ma jeszcze więcej miejsca na kolejne inwestycje, którego zachodnim krajom brakuje. Oczywiście miejsca tańszego, przy użyciu taniej siły roboczej. Jak słabszy ma konkurować z silniejszym? Dodali do tego wpływy medialne i naród ogłupiony. Rozwój zahamowany. Podlegli na obczyźnie jak i w kraju. Kiedyś poza granicami kraju, ktoś powiedział mi, że potrzebują miejsca na swoje interesy… Jeśli ktoś polega na kilku wiadomościach najbardziej dochodzących do niego to właśnie tak myślał !!! Nikt nie powiedział wtedy, że silniejszy wysłuży się słabszym prawda? Tak było zawsze, ale nikt nie ostrzegł prawda?

@test24
Trochę długo będzie…

Nie bierz tego do siebie. Drogi @kocur był dla mnie chwilę temu wyjątkowo niemiły. Zaatakował mnie wtedy, kiedy już parę dobrych dni nie pisałem, co jest o tyle wyjątkowo obrzydliwe, bo – domniemywam, co może być akurat błędne – że przyjął, iż nie będzie żadnego odzewu. Jak ktoś staje twarzą w twarz to zupełnie co innego. Ale tak „za węgła”. Gdyby nie to inaczej bym sformułował. Zresztą jak to się ładnie mówi, „w ferworze polemicznym” pisałem bez sprawdzenia pisowni, co widać.
Natomiast co do samego problemu akcesji, propaganda była ustawiona w jednym kierunku. I na to szły potężne pieniądze. Opozycja była zmarginalizowana, więc siłą rzeczy należało się liczyć z porażką przeciwników UE także dlatego, że UE nieco inaczej wyglądała wtedy niż dzisiaj. To w końcu prawie 15 lat temu. W erze informatycznej to cała epoka, bowiem przepływ informacji a zatem i zmiany świadomości, następują bardzo szybko. I jeszcze jedno…

Tutaj można się oczywiście posłużyć jeszcze autorytetem Jana Pawła II. Mógłbym ten temat ominąć jako mi niewygodny ale byłoby to nieuczciwe. Myślę, że rozumiem go – oczywiście jest to moje subiektywne odczucie. Dwie rzeczy zatem – jak myślę – przyświecały mu w tym, co mówił i mówił to jako przywódca religijny:
1). Założył, że Polacy jako jedyny naród są w stanie ideologicznie obronić się przed ideologizacją „cywilizacji śmierci” i nawet w ramach opresji, świadomi przeżyć PRL, nie poddadzą się nawet za cenę życia, mimo wszystkich naszych ułomności. Tu ewidentnie wychodzi stanowisko człowieka wierzącego, Przywódcy dla którego priorytetem jest wieczność a nie doczesność a także orientacja co do przyszłości zachodzących procesów, np. wynikająca ze znajomości Objawień maryjnych a także z większego dostępu do wiedzy co do wydarzeń w świecie.
2). Drugi aspekt jest bardziej przyziemny, że się tak wyrażę. Mianowicie nie mieliśmy szans powodzenia na wygaraną całym tym globlizmem, obejmującym też i UE przecież, przy silnym rozbiciu ideologicznym społeczeństwa, nadziejach skoncentrowanych na doczesności po wpoce II wojny światowej i PRL-u. Do dzisiaj uważam, że globaliści mogli pięknie załatwić wtedy w ogóle KK w Polsce gdyby tylko pozwolili na wygraną sceptyków związanych wtedy z Radio Maryja. W ciągu dwóch lat byłoby po RM, po Katolicyzmie (mam na myśli Tradycję). Jak ktoś się choć trochę orientuje w NWO powinien dojść do tego dlaczego tak napisałem. Można to oddać tytułem książk ks. J. A. Cervery: „Pajęczyna władzy”. I dodać do tego: i globalnych układów, wzajemnych odziaływań.

Jest jedna rzecz, w tym wszystkim, która będzie świadczyć przeciwko mnie. To nakazuje uczciwość wobec czytelników. Świadom tych rzeczy, mimo całego mojego sprzeciwu przeciwko UE, wiedzy w którą stronę to idzie, zdecydowałem się na głosowanie „za”. Tak jak wtedy tak i dzisiaj twierdzę, że jedyną drogą wyzwolenia z tego globalizmu – bo przecież to nie tylko problem UE ale ludzkości w ogólności, wszystkich krajów – jest oparcie na wierze w Boga Trójedynego i nie pokładanie nadziei w rozwiązaniach doczesnych, co oznacza w skrócie: bycie gotowym na śmierć. Ale ja, chyba jako jedyny mogę sobie pozwolić na takie postępowanie „bezkarnie” bo w końcu jestem – jak to określam – dyplomowanym idiotą. PRL-owscy psychiatrzy wojskowi stwierdzili u mnie ciężką schizofrenię. Co prawda najpierw planowano wsadzić mnie za kraty, bom nie pałał entuzjazmem do rozwiązań militarnych, ale akurat w Polsce pojawił się Jan Paweł II a ówcześni „umiłowani przywódcy” obawiali się, że zrobię im rewolucję. Ja co prawda miałem wtedy gacie pełne strachu ale pokerowa twarz (a niech będzie – ha, ha, ha…) spowodowała, że jeden z kapitanów kiedyś nie wytrzymał i jak sprzątałem kibel rzucił mi: my nie wiemy co z tobą zrobić… Moim przypadkiem podobno się zajmowano na samym szczycie okręgu wojskowego…
Później grożono mi jeszcze parę razy w różny sposób (a nie wiadomo co przyszłość przyniesie) więc człowiek siłą rzeczy przestaje na to reagować, w myśl zasady: „co ma być to będzie” i „co nas nie zabije to nas wzmocni”. Jedna z tego dla mnie wypłynęła nauka. A mianowicie: groźby groźbami a z realizacją różnie bywa. Ponad każdym grozicielem jeszcze jest Pan Bóg. Oczywiście może być tak, że w końcu groźby zostaną zrealizowane ale specjalistą od przyszłości jest Bóg Wszechmogący. To taka moja próba wiary… Powiedzmy swoiste zawody. A co do innych to nie moja broszka. Mnie wolno. W końcu mam na to uprawnienia. W każdym razie nie mam nic do stracenia przynajmniej w sensie materialnym i żyję z ciągłą świadomością, że nawet to co mam mogę w każdej chwili utracić. Eeee tam… można się przyzwyczaić… I tak kiedyś trzeba będzie umrzeć, a świata i tak nie zbawię. To zrobił już Zbawiciel. I nie jest nim Mahomet, co zdaje się ostatnio próbuje nam wcisnąć Bergoglio jako fundamentalną prawdę wiary. Podobno katolickiej… He, he, he… raczej „katolickiej”. W końcu „katolicki” oznacza „powszechny”. A co może być bardziej powszechnego niż jedna globalna religia NWO?

No to chyba wystarczy. By, by.