Arabski jako obowiązkowy przedmiot w Niemczech? Daleko idąca „transformacja”

Arabski powinien być obowiązkowy we wszystkich szkołach w Niemczech – uważa rektor Thomas Strothotte. Ma to być  sposób na przygotowanie dzieci i młodzieży do „daleko idącej transformacji” na Bliskim Wschodzie.

Strothotte jest rektorem Kühne Logistics University. Przeprowadził się z Kanady w roku 1985. W komentarzu dla tygodnika „Die Zeit” tłumaczy, że wszystkie dzieci w Niemczech, aż do matury powinny uczyć się arabskiego. Dlaczego? Jego zdaniem wynikną z tego same korzyści.

Znajomość otworzyłaby uczniom „dostęp do świata arabskiego”. Dzieci w społeczeństwie dwujęzycznym – zdaniem profesora – będą wówczas przygotowane na „daleko idące procesy transformacji” na Bliskim Wschodzie.

– Poprzez naukę języka arabskiego czynimy z siebie i naszych dzieci partnerów gospodarczych, kulturalnych i politycznych, lepiej przygotowanych do przemian, jakie zachodzą na Bliskim Wschodzie – stwierdził Strothotte w komentarzu dla tygodnika „Die Zeit”

Media już przygotowują społeczeństwo na dwujęzyczność. Noworoczne orędzie kanclerz Angeli Merkel oraz prezydenta Niemiec Joachima Gaucka – drugi program niemieckiej telewizji publicznej „ZDF” opublikował z napisami w języku arabskim. Telewizja stworzyła także specjalną subdomenę arabic.zdf.de

źródło: Spiegel.de

33 komentarz do “Arabski jako obowiązkowy przedmiot w Niemczech? Daleko idąca „transformacja”

  1. Półksiężyc na drogę, bo krzyżyk to by obrażało uczucia religijne „niemców”… Ciekawe czy dzieci polskich emigrantów też będą się uczyć obowiązkowo arabskiego?
    U niemców już „bomba” tyka tylko nie wiadomo kto będzie ją miał w rękach kiedy na blacie pojawi się 00:00. Jeżeli jeszcze potrafią powinni się obudzić

  2. W sondzie zgodziłem się z opinią, że „Niemcy są już przegrani”. Ale widzę to nie tyle jako przejście na islam ile jako proces zmierzający do wybuchu wojny domowej i w konsekwencji światowej, co się źle skończy dla Niemców w moim rozumieniu. Te procesy poszły tak daleko, że muzułmanie reprezentowani w ilości znaczącej są na etapie: ziemi „raz zdobytej nie oddamy nigdy”, a rodowici Niemcy cierpliwość mają ograniczoną. Zatem sytuacja wybuchowa. I nie widać aby procesy miały pójść w przeciwną stronę.

    1. Dobrze powiedziane. Żyję w Germanistanie i istotnie cierpliwość rodowitych niemców zaczyna się kończyć. Media oczywicie to przyciszają i pitolą jak to jest „fajnie” Ale rozmawiając z kimkolwiek z rodowitych Niemców (a znam ich niemało) , rzeczywisty fakt prezentuje się dokładnie na odwrót… Wojna domowa? …. Jeszcze pół roku temu powiedział bym „niemożliwe” Dzisiaj bardzo ostrożnie powiem „niewykluczone” …

  3. Niemcy, Deutschland, lubię ten kraj, podziwiam, uważam że Niemcy jako naród jest naprawdę mądry, naprawdę pracowity tylko że … rządzony przez idiotów. Żeby nie być gołosłowną podam kilka przykładów, początek XX wieku, Niemcy jako gigant postępu technicznego , kraj niesamowitego jak na owe czasy dobrobytu. Przywódca tego kraju, człowiek dla którego obywatele piszą peany, którego niemiaszki ubóstwiają wplątuje ich kraj w bezsensowną wojnę. Wojnę która nawet bezpośrednio ich nie dotyczy, jaki jest finał, przywódca ten po przegranej ucieka z kraju i na emigracji w Holandii dokańcza żywota pozostawiając Niemcy w chaosie, bałaganie a przede wszystkim w niesamowitej nędzy. Następny rządzący dwadzieścia parę lat później również odbudowane silne państwo doprowadza do ruiny a sam popełnia samobójstwo. I teraz na naszych oczach dzieje się to samo. Następny przywódca a raczej przywódczyni tym razem, zostanie pewnie umieszczona w zakładzie dla obłąkanych po uprzednim zrujnowaniu Niemiec i części Europy. Ja osobiście do Niemców, obywateli niemieckich nie mam żadnej urazy, jak pisałam już wcześniej bardzo lubię ten naród i podziwiam i właśnie chciałabym się podzielić swoimi spostrzeżeniami odnośnie tego narodu. Z tej sympatii do Niemców zupełnie bezinteresownie pomagałam rdzennym Niemcom, szczególnie tym którzy pochodzili z Dolnego Śląska odnaleźć ich korzenie, spędziłam dużo czasu we wrocławskich archiwach. Kiedyś na początku lat 2000 odwiedził mnie Niemiec którego rodzice mieszkał we Wrocławiu przed wojną, wyszukiwałam dla niego akurat akty urodzenia jego rodziców. Podczas rozmowy na ten temat doszło między nami do nieporozumienia, bardzo dobrze znam niemiecki ale nie mogłam zrozumieć w jakimś tam momencie co on do mnie mówi. Mimo tego że kilkakrotnie powtórzył swoje słowa to do mnie to nie docierało, zirytowany w pewnym momencie zaproponował abyśmy przeszli na rosyjski, odpowiedziałam że nie znam rosyjskiego- „Jak to za komuny nie mieliście obowiązku uczenia się tego języka?”- zdziwił się. Wyjaśniłam że owszem w szkole za czasów kiedy ja uczęszczałam był taki obowiązek ale w związku z tym że społeczeństwo polskie nie akceptowało narzuconego właśnie przez Rosjan systemu w proteście- jakoby- nikt się tego języka na poważnie nie uczył. Mój niemiecki kolega powiedział wówczas, my też nie akceptowaliśmy tego systemu ale kazali nam uczyć się więc my się uczyliśmy i dlatego ja teraz umiem rosyjski.
    Nie wiem czy zostałam dobrze zrozumiana, chodzi mi o to że Niemcy mimo tego że nie akceptują uchodźców to mimo wszystko nauczą się arabskiego, dla nich Befehl ist befehl. Taki naród

    1. „…uważam że Niemcy jako naród jest naprawdę mądry, naprawdę pracowity tylko że … rządzony przez idiotów.”

      – przykro mi ale to co napisałaś jest nielogiczne. Mądry naród nie może być rządzony przez idiotów – chyba że jest okupowany, ale tego przypadku tu nie widzę. Niemcy niestety sami wybrali sobie przywódców i jako naród „już tak mają”,że czasami wybierają jak osoba szalona, a nie mądra.

      Mnie bardziej ciekawi jaki jest prawdziwy mechanizm „przeobrażenia” niemieckiej mentalności z „rasy panów” na „rasę niewolników”.

      1. Już odpowiadam, Wilhelm II był cesarzem, na jego wybór społeczeństwo niemieckie nie miało wpływu ponieważ władzę obejmował dziedzicznie. Hitler urząd kanclerza objął poprzez zakulisowe intrygi między innymi Franza von Papena i to dzięki tym działaniom Hindenburg zrobił z niego kanclerza. Chociaż wcześniej nie chciał o tym słyszeć, żartował nawet kiedyś że jedyny urząd jaki może zaproponować Hitlerowi to dyrektorowanie na poczcie, jak dosłownie powiedział „Będzie mógł du..ę mi lizać”. W owym czasie niemal wszystkie znaczki pocztowe przedstawiały Hindenburga. Jeśli chodzi o Merkel to tutaj muszę się przyznać że nie bardzo wiem jak ona została Bundeskanzlerin. Współczesna historia Niemiec niezbyt mnie interesuje.

        1. Nie znam tak dobrze jak Ty historii Niemiec, a zwłaszcza zakulisowych spraw związanych z objęciem władzy przez Adolfa, ale Niemcy jakoś się bardzo nie buntowali – ba zaryzykuję nawet stwierdzenie, że był pod koniec lat 30-tych uwielbiany.

          Ale moim skromnym zdaniem, Hitler nie jest tu dobrym przykładem przywódcy-idioty (moim zdaniem idiotą wcale nie był), a popieranie go przez Niemców też oznaką kretynizmu nie było – już raczej nazwał bym to realizmem politycznym narodu który zatracił się moralnie.

          Jednak sprawa Angeli, gremialnego poparcia osiągnieć „politycznej poprawności” i innych wynalazków wynaturzonego lewactwa, to już tak myślę ewidentny przykład narodowego zidiocenia.

          Pozdrawiam serdecznie,
          Processor

      1. Dobrze. Nie było mnie… Zaczynam się czuć jak „umiłowany przywódca”, bo „lud tak chce”…

        Ale poważnie. Ja się zgodzę z @Processorem, z tym że Adolf był masonem a podobno jako młody człowiek przeszedł pranie mózgu przeprowadzone przez A. Crowley’a jak leżał w szpitalu. Czy to prawda nie wiem ale podobno po wyjściu ze szpitala miał zmienioną osobowość. Crowley wypełniał misję zleconą mu przez Anglików, którą niejako sam im zaproponował by dali mu człowieka a zniszczy Niemcy. W ostatnich latach życia faszerował się psychotropami. To tyle jeśli chodzi o Adolfa.
        Co do samych Niemców to mają oni problem, który najlepiej wg. mnie definiuje się przez typ „8”, „szefa” w typologi Eneagramu. To jest kult mocy, wspólnoty pod silnym zdecydowanym zarządem, który Niemców wyniesie na szczyt by nad wszystkim mieli kontrolę. By nie było żadnych niespodzianek. Stąd te samochody czasem przypominające wozy pancerne, ciężkie syte żarcie (choć nie wiem jak to jest teraz) i ciężki dowcip… Łatwiej zrozumieć. W negatywnym przebiegu zmierza to w kierunku socjopatii tzn. narzucenia innym wszelkimi środkami własnego poglądu. Niemcy cenią sobie silną władzę, która daje im poczucie bezpieczeństwa. W momencie kiedy ustalony porządek bez niespodzianek, zostaje naruszony – a w tym kierunku wszystko zmierza dzięki uchodźcom Angleli – Niemcy (obywatele) tracą „grunt pod nogami”. Pojawia się niepewność i dyskomfort. Zatem narasta poczucie frustracji rozładowywane przez agresję – usunąć przeszkodę do dobrego samopoczucia osiąganego przez wykonanie swojej roboty i wypicie piwa z golonką. Taki codzienny albo tygodniowy Octoberfest czy jak to tam się pisze. Taki był grunt pod przyjęcie Hitlera. Masowe przyjęcie. Ten słynny „ciężki niemiecki dowcip” to nie tylko żart. To także pewien skrót obrazujący lotność niemieckiego myślenia. Tu ma być wszystko proste i nieskomplikowane. Ma to swoje zalety bo eliminuje zbędne ozdobniki ale też i wady, bo nie pozwala dojrzeć czasem istotnych niuansów i konsekwencją tego staje się das Konzentrationslager… Poparcie „uchodźców” ma właśnie źródło w tym kulcie mocy u Niemców. Bezmyślnym kulcie i teraz Niemcy się budzą, najpierw z niedowierzaniem a potem z nienawiścią. Tym razem do siebie wzajemnie. Myślę, że ten proces samozachwytu nad sobą i niedostrzeganie problemu muzułmańskiego wziął się też m.in stąd, że uważali iż nas ponownie podbili gospodarczo. A tam „polaczki”… to i muzułmanie też.
        My natomiast mamy za sobą dziedzictwo okupacji, które nas uwrażliwiło na problemy narzucania nam rozwiązań co do naszej wolności. My umiemy istnieć wśród niespodzianek i niespodziewanych „zwrotów akcji”. Dla nas natomiast jest jedno podstawowe niebezpieczeństwo – lubimy być chwaleni, by inni dobrze o nas mówili. Chwalenie – nie przeczę jest przyjemne i też je lubię. Problem w tym, że nie znamy do końca intencji chwalącego. I pochwała nie musi być szczera. Zatem ja bym się nie koncentrował na tym czy nas chwalą ale na prawdzie.

        Nie wiem czy udało mi się Cię zadowolić. Mam jednak nadzieję i pochwała mile widziana. Howgh.
        smile smile smile

        1. Szanowny Lolo,

          „Generałowie zawsze wiedzą najlepiej jak wygrać poprzednią wojnę” – to powiedzenie odniósłbym lekko do Twojej imponującej wypowiedzi. Moim zdaniem przytoczyłeś idealną wprost charakterystykę typowego Niemca i Polaka, ale … .
          Zdarzały się wśród Niemców osobowości takie jak Goethe, Schiller, Heine, Bach, Mozart czy Beethoven, a z czasów nam bliższych choćby Heisenberg (takiego polotu i fizycznego geniuszu tylko można zazdrościć), a wśród Polaków Mickiewicz czy Chopin, co nie wykluczało współistnienia z nimi jednostek typu ociężałego umysłowo chłopa który bez konsultacji z „babą” nie podejmie żadnej decyzji.
          Czy to oznacza że każdy Polak jest ociężały umysłowo ? – oczywiście nie, ale statystyki coś nam jednak mówią. Pozwolę sobie na twierdzenie, że mówią prawdę, lecz pod warunkiem, że zostały zrobione rzetelnie i obiektywnie.
          Baaaa, ale jak przeprowadzić obiektywne badania statystyczne na temat charakteru Polaka czy Niemca ? – obiektywnie raczej się nie da – co najwyżej możemy się pokusić o obiektywną obróbkę danych, ale same dane muszą zawierać niestety dość dużą domieszkę subiektywizmu – wszak pytamy osoby z zewnątrz co sądzą o charakterze Niemca czy Polaka, a ludzki osąd jest zawsze skażony subiektywizmem, którego nie usunie nawet najbardziej zaawansowane statystyczne uśrednianie.

          Dlaczego zacząłem wypowiedź od generałów ? – cóż charakterystyka Twojego Niemca moim zdaniem pasuje jak ulał do lat 30 XX wieku, ale totalnie nie przypomina Niemca dnia dzisiejszego. To prawda, że mój osąd opieram w dużej mierze na przekazach medialnych, ale jednak nawet na zmanipulowanym filmie w tle pojawia się „prawda drugoplanowa” której juz tak łatwo zatuszować się nie da. Co więc widzimy: wypowiedzi narodu zastraszonego (auto-zastraszenie to dopiero wynalazek), pozbawionego niemieckiej buty i wyższości, który na myśl o tym że nieumyślnie urazi „na tle rasowym” drugiego człowieka prawie od razu dostaje biegunki. Po ponad pół roku „szalonego eksperymentu imigracyjnego” szurnięta Angela ma tylko 40% przeciwników ! Czy to mamy złożyć na karb „niemieckiego braku polotu”, czy raczej jakiegoś kosmicznego wirusa, wyżerającego mózg narodu zza Odry? (ten wirus, a raczej bakteria po mutacji odpowiada pewnie za dzisiejszy Syndrom Sztokholmski ;).

          Przepraszam za żarty trochę nie na miejscu, ale problem tego co się dzieje w głowie dzisiejszego Niemca naprawdę mnie frapuje.

          Pozdrawiam serdecznie,
          Processor

          1. Dzięki. Ja sobie cenię krytykę czy zastrzeżenia, które nie zaczynają się od słów „ty idioto” i okolice. I to, że osoba wypowiadająca swoje zdanie próbuje je uzasadnić, ale nie na zasadzie „mam rację bo ja tak mówię”. Można się ze sobą nie zgadzać ale może się okazać, że różnice są pozorne, a poza tym warto poznać także inny punkt widzenia. Ostatnio prowadziłem dyskusję na pewnym portalu religijnym. Nie ważne o co. Ale dowiedziałem się, że jestem „be” choć nie wykazano mi, iż stoję w sprzeczności z Magisterium KK. No ale i tak bywa.
            Co do mojej charakterystyki to nie odnosi się ona do konkretnych osób a raczej do tego jak ja widzę preferencje w danej społeczności, narodzie. W końcu na postępowanie ma wpływ też i dziedzictwo historyczne. Jan Paweł II użył takiego sformułowania: „z głębi tysiąclecia”. Żyjemy w określonej przestrzeni duchowej i ona rzutuje na nasze wybory w przyszłości. S. Michalkiewicz napisał coś takiego – i ja się z tym zgadzam – że „może się w pewnym momencie (miał na myśli ten cały problem z „uchodźcami”) okazać, iż to całe multikulti spłynie po Niemcach jak woda po kaczce”. No tak mniej więcej. W każdym razie kiedy myślę o Niemcach to niewesoło widzę ich przyszłość. Dlatego jednak pozostanę „przy swoim”.
            Co do nas to też przy tym zostanę. Mój punkt widzenia jest taki: jeśli Polacy wybiorą podobanie się Bogu nie będą się musieli martwić tym czy podobają się innym np. Niemcom. W każdym razie na to co się dzieje u Niemców i jakie podejmą wybory od nas nie zależy. Martwmy się o siebie. Uciekło mi kto to powiedział, może kard. Wyszyński albo kard. Hlond: „nie chciejmy zbawiać świata kosztem Ojczyzny”. Można dodać: bo świat nas nie zbawi.

          2. @lolo – wybacz mi proszę, trochę zbyt mocne sformułowania – koszty pośpiechu przy odpowiedzi.

            Moja troska Niemcami posiada niestety podłoże egoistyczne – po prostu problemy Niemców w znaczącym stopniu rzutują na Polskę.
            Przy okazji pytanie (zasugerowałeś mi to wspomnieniem JPII) – czy Jan Paweł II przewidział, że Europa otrzymując od świata „drugie wschodnie płuco”, zafunduje w międzyczasie płucu zachodniemu postępującą gruźlicę, która w jednym organizmie może się przenieść na to nowe jeszcze zdrowe?

            Co do sprzeczności z Magisterium KK mam pytanie: Czy Magisterium jest nieomylne ? Czy każde odmienne zdanie musi być zaraz piętnowane?
            Czy Papierz Franciszek zdaje sobie sprawę, że jego słowa w obronie „biednych uchodźców” mogą być różnie interpretowane, a skutki dla chrześcijan gorsze niż brak tych słów w przestrzeni publicznej?

            Moim zdaniem Polska jako ostatni kraj Europy ma to szczęście, że u nas KK jest jeszcze silny (wszak zbudowany być powinien sile wiary). Jak chyba żaden inny kraj, przeszliśmy najcięższe próby (z ciężkimi stratami, ale przeżyliśmy), więc jak żaden inny naród posiadamy najlepszy zestaw „przeciwciał”. Jeżeli mądrze wykorzystamy nasze atuty, to (przepraszam za egoistyczny pragmatyzm) na nadchodzącej zawierusze dziejów mamy jak nigdy dotąd szanse umocnić się, a nie zatracić się wraz z innymi.

            Patrząc na Francję i skutki Rewolucji Francuskiej (co stało się z tym wielkim narodem? ), uczmy się na ich błędach i przestańmy się przejmować „opinią nowoczesnego zachodu”. Po raz pierwszy w moim dość długim życiu jestem dumny i zadowolony z tego, że nie jestem „zachodnim europejczykiem” :]

          3. Nie widzę tu „mocnych sformułowań”.

            Poruszyłeś parę problemów.
            1). Jeśli chodzi o „płuca” to musisz pamiętać, że punkt widzenia Papieża był przede wszystkim religijny a nie polityczny. Jan Paweł II mówił też aby nie robić tej wojny na Bliskim Wschodzie i nie posłuchano go. Np. w ramach PiS-u – co od czasu do czasu przypominam – straśnie janowopawłowy p. Marek Jurek, z mównicy sejmowej opowiadał się za wojną z terrorem. Jan Paweł II dążył zresztą do pokojowego współistnienia a nie do wojennych przepychanek. W słowach „od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej” jest zawarta sugestia na jakich fundamentach ma istnieć owa UE. Wystarczy poczytać sobie o Unii Lubelskiej. No ale dzisiaj się tym zdaniem „wykuwa oczy” Papieżowi. Nieprawdą też jest twierdzenie o zrównywaniu wszystkich religii przez Jana Pawła II. Wystarczy poczytać jego przemówienie z Casablanki z 1985 r. Nawet słynny Asyż nie był żadnym zrównywaniem religii. Kluczem do zrozumienia tych rozmów z „różnymi tradycjami religijnymi” jest przekonanie, że w każdym systemie religijnym czy filozoficznym są ziarna prawdy. Owa nić porozumienia. A nie to, że wszędzie jest tyle samo prawdy i religie pod względem jej „zawartości” są sobie równe. Ale to w zasadzie już „pozamiatane” i skaczemy sobie do gardeł.

            2) Katolik wierzy, że Magisterium jest nieomylne (Pismo Święte i Tradycja) ale to nie oznacza, że Papież jest nieomylny w każdym momencie. Nieomylność papieska jest eksponowana w zasadzie wtedy gdy jest ogłaszana uroczyście ex cathedra, i musi być zgodna z przekazem Pisma Świętego. Poza tym nieomylność papieska ma miejsce wtedy gdy wybór został dokonany zgodnie z obowiązującym protokołem. Jeśli są odstępstwa to wybór ipso facto staje się nieważny. A są domniemania, że procedura wyboru kard. Bergoglio miała naruszenia. Są też domniemania, że kard. Bergoglio miał istotne związki z masonerią. Jeśli byłaby udowodniona formalna przynależność do masonerii to wybór ipso facto staje się nieważny. Dowodów jako takich chyba nie ma ale niektóre zachowania są problematyczne. Jeszcze innym problemem jest niejasne nauczanie „papieża Franciszka” powodujące zastrzeżenia u sporej ilości wiernych Kościoła Katolickiego, łącznie z niektórymi najwyższymi dostojnikami tegoż. W każdym razie w Kościele istnieją możliwości wypowiedzenia posłuszeństwa papieżowi i nie tylko, jeśli on życiem lub nauczaniem sprzeniewierza się Prawdzie (np.: Paweł IV, Konstytucja Cum ex apostolatus).

            3). Co do „szczęścia” to zgadzam się całkowicie i nie do końca jest to przypadek bo są to wybory naszych przodków. Mieli w końcu szansę wybrać na przestrzeni wieków co innego tym bardziej, że wierność bycia z Kościołem kosztowała i życie, co starsze osoby pamiętają z niedawnej przeszłości bardzo dobrze. To jak się sytuacja potoczy dalej to zobaczymy bo to są już nasze wybory. Ja w każdym razie poza Kościołem nie widzę żadnych szans na przetrwanie Polski w znaczeniu tych wartości, które sobie cenimy. Ale 1050 lat temu wybraliśmy Chrystusa – oczywiście to był proces, ale umownie jako punkt na mapie czasu – to teraz może czas na zmiany i Islam. Tylko czy na prawdę warto? Ja uważam, że nie i że to będzie tragedia. I nie chodzi mi tu o gwałty czy zabójstwa jako takie tylko o to, co formuje sposób postrzegania świata. W tym sensie wg. mnie będzie to upadek i zaprzeczenie tego wszystkiego co uformowało nas jako naród.

          4. Dogmat o „nieomylności” – sam nie wiem czy jest bardziej dobrodziejstwem czy przekleństwem dla KK. Z jednej strony jako organizacja hierarchiczna posiadając na swym czele „nieomylną głowę” zyskuje spoistość, porządek, jedno znaczność etc. Z drugiej strony, jest dla przeciwników KK „wodą na młyn” – nic prostszego jak zaatakować jeden z niewielu dogmatów KK za pomocą kilku historycznych faktów. teraz „post factum” sprostować się już tego nie da, wszak w czasach ogłaszania „niemylnej decyzji” była przecież na gruncie tego dogmatu „nieomylną”.
            Problem Papieża Franciszka – teoria o masonerii pachnie mi troszeczkę „teorią spiskową” – choć oczywiście odrzucić jej nie można. Wierzę jednak, że podczas konklawe Duch Święty „się nie zagapił” – musiała być w tym wyższa mądrość.

            Osobiście wierzę w moc Ducha Świętego (po tym jak JPII wezwał GO do zstąpienia – to było coś, co może nie przekonać tylko zatwardziałego ateistę smile – dlatego wierzę, że sprawując opiekę nad KK i pozostawiając hierarchą wolną wolę, potrafi w swej mądrości i nieomylności wybrać drogę optymalną – co nie oznacza, że bez kosztów czy ofiar.

            Islam – moim zdaniem jest to mieszanka religii i polityki (rodzaj ustroju oparty na religii), co gorsza w wielu miejscach tak sprzeczna z prawdą zawartą w NT, że na pokojowe współistnienie nie widzę możliwości. Nie nawołuję do krucjaty, ale do aktywnej obrony jeśli zajdzie taka konieczność – i to nawet za cenę najwyższą.

          5. @Processor
            Duch Święty to nie jest maszynka do głosowania. W KK mówi się o „asystencji Ducha Świętego przy wyborze przełożonych”. Ale wybierający niekoniecznie muszą już tego Ducha słuchać. Mogą słuchać „ducha tego świata”. To nie jest tak, że jak raz się zadeklarowałem jako katolik to już zaklepane. To trzeba realizować każdego dnia od początku. A dogmat o nieomylności jest dobrodziejstwem. Dlatego, że co chwilę nie wybiega jakiś „wizjoner” i mówi: teraz to ja będę głosił prawdę. Dlatego co do nieomylności są takie obostrzenia. Protestanci po zerwaniu z KK przez 100 lat dorobili się 17 wyznań wiary bo nie mogli ustalić co jest słuszne. No i tam „co rok to prorok” i mnogość wyznań. A wszystkie ortodoksyjne. No i oczywiście z punktu widzenia danego wyznania pozostałe są, jeśli nie „dziełem szatana”, to niekanoniczne. A najchętniej każdy z wyznawców byłby papieżem decydującym o tym w co wierzyć. Oczywiście w co wierzyć mają inni. Bo on to na pewno już wie. Cerkiew Prawosławna ma w sumie to samo. Każdy Patriarcha chciałby być papieżem. Problemem jest tylko w KK to czy ten, który dzierży „klucze Królestwa” jest ważnie wybrany. A jeśli ważnie wybrany czy zachowuje godność urzędu.
            Co do samego Franciszka to katolicy – nawet jeśli nie wszyscy – wiedzą, że są kardynałowie masoni. Problem jest tylko z formalnym udowodnieniem tego. W końcu nikt z duchownych nie przyzna się do przynależności, chyba, że zerwano by z 300-stu letnią tradycją i okazałoby się nagle, że masoneria i Kościół mają niesprzeczną naukę. No „rok miłosierdzia” znakomicie by do tego służył… Odnoszę wrażenie, że obecny p.o papieża może zrobić w tej materii istotny przełom. Ale… pożyjemy, zobaczymy.
            Chrystus obiecał KK, że „bramy piekielne go nie przemogą” ale już nie powiedział, że nie dotkną. Zatem choć Kościół jako taki przetrwa ten okres próby i pozostanie wierny, to już poszczególni członkowie niekoniecznie, niezależnie od zajmowanego stanowiska.
            Co do Islamu to ja to ujmuję tak, że jest to ustrój polityczny z uzasadnieniem religijnym tzn. „Bóg tak chce” i to chce bez względu na prawdę.
            A co do ceny… to katolicyzm, w ogólności chrześcijaństwo, ma to wpisane w swoją doktrynę. Czyż nie mamy być gotowi podążać za swym Mistrzem i Zbawcą?

          6. @Lolo – dzięki za super dyskusję – myślę że temat jest troszeczkę poza tematyką tego forum.

            Jednak na zakończenie nie mogę się powstrzymać by troszeczkę złośliwie wytknąć Ci pewien problem:

            Kto ma oceniać ważność wyboru głowy KK ?

            Jeżeli nie konklawe, które jest chyba najwyższej postawionym gremium, to kto ?

            Pospolite ruszenie, referendum członków KK ?

            Jakie oficjalne Ciało w Kościele ma dostateczne uprawnienia, by kategorycznie stwierdzić odstępstwa od nauki Pisma Świetego.
            Kto poza konklawe mógłby stwierdzić niezgodności protokolarne samych wyborów – skoro wybór nastąpił, to myślę, że jest „pozamiatane”.

          7. @Processor
            Nie jest „pozamiatane” ale to nie oznacza, że będzie łatwo. W KK byli już antypapieże i KK to przetrwał. Ostatecznie jest: „Poznacie ich po ich owocach.” (Mt 7:16; BT). Jest Pismo Święte i Tradycja. A przede wszystkim Prawda. W każdym razie na pewno jest to b. trudny okres próby. Dlaczego piszę „bardzo trudny”? Bo widzę co napisane w Apokalipsie św. Jana.

  4. A co tak skromnie? Nie lepiej iść z duchem postępu i wprowadzić język arabski oraz turecki jako języki oficjalne/urzędowe?
    Mogherini twierdzi, że UE wspiera integrację europejską Turcji. Wiec także język turecki może się przydać (zwłaszcza w Niemczech gdzie jakieś 3 miliony obywateli ma pochodzenie tureckie).

    A na poważnie, to chyba nie bardzo ogarniam pomysł szalonego rektora. Nauka arabskiego jako przygotowanie do przemian zachodzących na BW?? Odnoszę wrażenie, że to tylko taka papka medialna dla ludzi a prawdziwym powodem jest promowanie chorej otwartości na imigrantów. Oni lepiej się poczują kiedy wszyscy musieliby się uczyć arabskiego, taki piękny gest wobec nowo przybyłych. To niech nie zapomną jeszcze o dialektach afrykańskich, oraz farsi, paszto, urdu. Trzeba być przygotowanym na „daleko idącą transformację” w UE.

  5. „– Poprzez naukę języka arabskiego czynimy z siebie i naszych dzieci partnerów gospodarczych, kulturalnych i politycznych, lepiej przygotowanych do przemian, jakie zachodzą na Bliskim Wschodzie – stwierdził Strothotte w komentarzu dla tygodnika „Die Zeit””

    ———————–

    Bardzo ciekawa teoria tego pana. Na tyle ciekawa, że aż zastanawiam się, czy aby czasem nie przedawkował jakichś leków. Jakie to kulturalne zmiany miałyby zachodzić na Bliskim Wschodzie? Od kiedy to nauka arabskiego miałaby nam pomóc w nawiązaniu stosunków? Z postępowymi i mądrymi Arabami doskonale się porozumiewamy w języku angielskim, języku od dawna uznanego za język komunikacyjny z resztą świata. Niepiśmienny motłoch, znający tylko własne narzecze, żadnego postępu kulturalnego nie wprowadzi, co najwyżej wojnę, chaos i głód w imię ich chorej religii. Dlaczego więc nie nazwać rzeczy po imieniu? Uczą dzieci religii dlatego, że za lat 10, 20 czy 30, kiedy te dzieci będą już dorosłe, muzułmanie w Niemczech będą stanowiły większą część populacji i nie będzie sensu, aby język mniejszości narodowościowej jaką będą rdzenni Niemcy, był językiem urzędowym.

  6. Czyli władza w germanistanie hyż wie, jaki będzie za kilka miesięcy dominujący język u nich.

    A za 50 lat mały ahmedek zapyta sieswojej matki buki, „a co to byli niemcy?”, „a wiesz synku, to byłą taka pogańska leśna dzicz.”.

  7. Nie wiem kiedy będą następne wybory do bundhestagu w Niemczech, myślę że Niemcy jeszcze się obudzą z tego snu muti-kulti i skierują się w stronę nacjonalizmu, tak jak to było w latach 20-tych XX wieku.

Dodaj komentarz