Chrislam czyli o niebezpieczeństwach dialogu międzyreligijnego
Strategia „ekumenicznego dżihadu” zalecająca muzułmanom i chrześcijanom połączenie sił w walce ze wspólnym wrogiem sekularyzmu w dłuższej perspektywie obróci się przeciwko chrześcijanom. Kościół potrzebuje sprzymierzeńców w swojej walce z „cywilizacją śmierci”, wątpliwe jest jednak, by islam okazał się partnerem godnym zaufania…
Zeszłego lata Tymoteusz kardynał Dolan złożył wizytę w albańskim centrum kulturowym w miasteczku Tompkinsville, gdzie spotkał się ze sporą grupą amerykańskich liderów wspólnot muzułmańskich. Jak to często bywa kiedy księża katoliccy spotykają się z muzułmanami, głównym tematem była kwestia, ile wspólnego mają ze sobą obie religie. To, co kardynał Dolan powiedział swoim muzułmańskim słuchaczom stanowi samą esencję dialogu międzyreligijnego: Wy kochacie Boga, my kochamy Boga i jest to ten sam Bóg. Następnie zaś kardynał wyliczył, ile to podobieństw występuje pomiędzy muzułmanami a katolikami. W skład tej listy, według kardynała wchodziły zaś następujące argumenty: – Wasza [muzułmanów] miłość do instytucji małżeństwa, wasza miłość do dzieci, wasze umiłowanie wolności, szczególnie wolności religijnej, wasza obrona życia, wasze pragnienie by żyć w harmonii i jedności wasza troska o inne stworzenia Boże i o potrzebujących. Warto się tym słowom przyjrzeć ponieważ zawierają sporo fałszów. Kardynał wypowiedział frazesy, które być może ładnie brzmią, ale są zwyczajnie nieprawdziwe i wielu katolików mogą wprowadzić w błąd.
Ten sam Bóg?
Zapewniając o tym, że muzułmanie i katolicy wierzą w tego samego Boga, kardynał Dolan ma rację, jeśli przyjmiemy szeroką interpretację jego stwierdzenia. Przecież istnieje tylko jeden Bóg. Bez względu na to, czy modlitwa jest kierowana do Ojca Wszechmogącego, do Allacha, czy do Ducha Dębu – tylko jeden Bóg jej może wysłuchać. Ale w tym sensie każdy człowiek na świecie, bez względu na to czy jest animistą, hinduistą, czy wikkaninem, modli się to tego samego Boga, co katolicy. Jeśli jednak zawęzimy pomysł „tego samego Boga” tylko do islamu, zaczynają się pojawiać kłopoty. W Biblii Bóg objawia się jako Trójca Święta (Mt. 28:19), podczas gdy w Koranie Allach jasno zaprzecza jakiejkolwiek trynitarności (5:73). W Ewangeliach Bóg mówi o Jezusie “oto mój Syn umiłowany” (Mt. 3:17), w Koranie na chrześcijan sypią się przekleństwa za nazywanie Jezusa Synem Bożym (9:30). Istotą chrześcijaństwa jest wiara w odkupieńczą ofiarę Jezusa na krzyżu, według islamu ukrzyżowanie jest potwornym fałszerstwem (4:157). A to przecież tylko niektóre z bardzo wielu rozbieżności pomiędzy oboma religiami.
No dobrze, zostawmy teologię. Wciąż jednak można upierać się, że muzułmanów i katolików łączy wspólnota wartości, czyż nie? Nie. Przywołana przez kardynała “miłość do małżeństwa i rodziny” mają się w obu religiach tak jak świnka do świnki morskiej. Dla katolików małżeństwo jest sakramentem, dla muzułmanów umową dotyczącą seksu i pieniędzy. Po arabsku słowo nikah oznacza zarówno “małżeństwo”, jak i “akt płciowy”. W islamie małżeństwo jest bowiem instytucją ustanowioną po to, aby zaspokajać seksualne potrzeby mężczyzn. Muzułmanin może mieć aż cztery żony (i tyleż rodzin!). Dodajmy, cztery na raz – bo w sytuacji, w której muzułmaninowi nudzi się żona, wystarczy, że powie jej: „rozwodzę się z tobą” trzy razy i już jest wolny. Może poślubić inną. Trzeba przy tym zaznaczyć, że wielu muzułmanów pozostaje przez całe życie wiernym jednej żonie, ale monogamia i wierność nie wypływają z Koranu, ani z nauczania (oraz osobistego przykładu) Mahometa – można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że są praktykowane w przeciwieństwie do nich.
Islam kocha dzieci!
No dobrze, a co z “miłością do dzieci”? Tyle przecież słyszymy o niesłychanej dzietności muzułmanek! W świetle prawa koranicznego, kobiety i dzieci są przedmiotami w posiadaniu mężczyzny – męża, ojca lub, w ich braku, innego krewnego płci męskiej. Do tego dochodzą przynajmniej dwie problematyczne zjawiska sankcjonowane Koranem i tradycją. W księdze tej aż 91 razy pojawia się przynaglenie do tego, by każdy muzułmanin wzorował swoje życie na osobie Mahometa ponieważ w islamie jest on uznany za najdoskonalszego człowieka, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Mahomet zawarł związek małżeński z Aiszą, kiedy dziewczynka miała 6 lat, zaś skonsumował go kiedy miała lat 9. Nic zatem dziwnego, że w społeczeństwach muzułmańskich obserwujemy tendencję do seksualizowania dzieci i obniżania legalnego wieku zawierania małżeństw. W Iranie zaproponowano obniżenie progu właśnie do lat 9, gdyż obecny wiek (13) uznany został za „nieislamski”.
Kolejnym zagadnieniem jest kwestia zabójstw honorowych. Z takim zabójstwem mamy do czynienia, kiedy ojciec, brat, dziadek, wuj w obronie honoru rodziny mordują kobietę (zazwyczaj córkę, wnuczkę, kuzynkę lub inną młodą krewną) do niej należącą, która w ich mniemaniu swoim postępowaniem ów honor zszargała. Niektórzy uważają, że praktyka ta nie ma nic wspólnego z islamem, a jest jedynie plemiennym atawizmem. Istotnie – Koran o niej milczy, ale Koran milczy też o wielu innych rzeczach fundamentalnych dla islamu. Na przykład wspomina ile razy należy się modlić, ale nie wyjaśnia kiedy – to wiemy tylko dzięki tradycji. Faktem jest też, że zabójstwa honorowe w ogromnej większości związane są właśnie z wyznawcami islamu. Są one też sankcjonowane przez takie instytucje naukowe, jak egipski uniwersytet Al-Azhar, najważniejsza uczelnia teologiczna islamu sunnickiego. W wielu krajach muzułmańskich winni morderstwa honorowego (jeśli zostanie ono wykryte) albo unikają kary, albo też wykpiwają się symbolicznym wyrokiem.
Czcij Mahometa albo giń
Jeszcze gorzej jest z kwestią umiłowania wolności, szczególnie wolności religijnej. Pomińmy już to, że muzułmanie, według najnowszego raportu Open Doors, są odpowiedzialni za 82 procent światowych prześladowań chrześcijan. Zastanówmy się zamiast tego, czy muzułmanie mają swobodę jeśli chcą zmienić religię. Wydaje się, że to jest najbardziej podstawowy przejaw wolności religijnej. Niestety, wśród głównych szkół interpretacji prawa koranicznego, wśród doskonałej większości uczonych, prawników oraz wśród większości społeczeństw panuje zgodne przekonanie, że apostaci (płci męskiej) powinni mieć szansę powrotu do islamu, zaś po jej odrzuceniu powinni być zabici. W roku 2010 według badan przeprowadzonych przez Pew Forum 84 procent Egipcjan i 78 proc. Pakistańczyków było tego zdania. Jeżeli kwestię wolności religijnej połączymy z kwestą swobody wypowiedzi okaże się, że islamu nie można nie tylko porzucić, ale też nie można krytykować. Te „prawa bluźnierstwa” dotyczą coraz częściej nie tylko wyznawców Mahometa, ale także przedstawicieli innych religii. Oskarżoną o bluźnierstwo pakistańską katoliczkę, Asię Bibi skazano na śmierć za to, że zapytała co takiego dla ludzkości zrobił Mahomet. Na Zachodzie knebluje się swobodę wypowiedzi za pomocą „islamofobii”, ale przecież i tak krytyka islamu zbiera krwawe żniwo – wystarczy przypomnieć choćby holenderskiego reżysera Theo van Gogha.
Marsz przez instytucje
Można by było kontynuować analizę kolejnych tez kardynała Dolana, ale wydaje się, że już te trzy pierwsze punkty dostarczyły wystarczającej ilości problemów. O wiele ważniejsze jest rozważenie obecności kardynała w meczecie i tego, jak owa wizyta złożona w “duchu dialogu” ma się do islamskiej wizji współpracy i pokojowej koegzystencji, którą strona katolicka tak często inwokuje. Wizja ta nawiązuje bezpośrednio do założeń włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, który w latach 30. rekomendował swoim towarzyszom “marsz przez instytucje”. Do potrzeb muzułmańskich owa strategia została zaadaptowana przez Hasana al-Banę, założyciela Bractwa Muzułmańskiego, a później doprecyzowana i udoskonalona przez jego uczniów Sayyida Qutba oraz Maulana Mawdudiego. Poufny, dwudziestostronicowy dokument napisany w 1991 roku przez członka zarządu Bractwa Muzułmańskiego w USA, zdobyty następnie przez FBI wyłuszcza dobitnie misję grupy, jako „wielki jihad wyeliminowania i zniszczenia cywilizacji zachodniej od środka i jej ‘sabotowania’ jej własnymi rękoma, a także rękoma [naszych] braci”. Przypomnijmy, że po delegalizacji w Egipcie, Bracia Muzułmanie z pełną swobodą działają w Wielkiej Brytanii, gdzie władze stanowczo protestują, by była to organizacja, do której przynależność miałaby oznaczać jakikolwiek radykalizm.
Sponsorzy dialogu
Marsz przez instytucje oraz sabotowanie od środka nie zajmą dużo czasu w sytuacji, gdy instytucje same otwierają drzwi i witają chlebem i solą. Kościół katolicki jest tylko jedną z wielu organizacji, które muzułmanie emablują. W Stanach Zjednoczonych członkowie Bractwa Muzułmańskiego są głównymi partnerami dialogu międzyreligijnego dla amerykańskich biskupów. W Europie jest podobnie, to salafici, Tablighi Jamaat i inne podobne grupy są najżywotniej zainteresowane ideą dialogu. Katolickie uczelnie i szkoły są kolejnymi miejscami oczarowanymi islamem. Zajęcia, które odbywają się na prowadzonym przez jezuitów Georgetown imprimatur mają zatwierdzane, ale raczej w Arabii Saudyjskiej niż Watykanie. Czemu się zresztą dziwić, skoro uczelnia czerpie ogromne profity ze współpracy z szejkami z Kataru. Te same pieniądze sponsorowały karierę naukową innego znanego katolika, profesora Johna Eposito, znanego z apologii i wybielania islamu.
Kardynał Dolan, jak i wielu innych katolików, zdaje sobie sprawę z tego, że Kościół potrzebuje sprzymierzeńców w swojej walce z tym, co Jan Paweł II nazwał „cywilizacją śmierci”, wątpliwe jest jednak, by islam okazał się partnerem godnym zaufania. Strategia „ekumenicznego dżihadu” zalecająca muzułmanom i chrześcijanom połączenie sił w walce ze wspólnym wrogiem sekularyzmu może działać w pojedynczych wypadkach, będą to raczej sukcesy krótkotrwałe, które na dodatek w dłuższej perspektywie obrócą się przeciwko chrześcijanom. Dlaczego? Dlatego, że jeśli spojrzymy uważnie na to, co dzieje się obecnie w Europie, jasne staje się, że muzułmanie zainteresowani są tylko dwiema rzeczami – prawem do tego, by rządzić się szariatem oraz rozciągnięciem ochronnego parasola „mowy nienawiści” na wszelką krytykę pod adresem islamu. W Stanach co trzeci muzułmanin wierzy, że to szariat powinien stanowić najwyższe prawo kraju, w Europie Zachodniej ten wskaźnik wzrasta do niemal 50 połowy. Muzułmanie dobrze wiedzą, iż dzięki multikulturalizmowi są wobec katolików na uprzywilejowanej pozycji. Stanięcie „w tym samym” szeregu jest zatem raczej zabiegiem taktycznym, który miałby uciszyć katolicką krytykę islamu, bo przecież niepodobna wysuwać zarzutów wobec kogoś, kto walczy we „wspólnej sprawie”.
Profity z dialogu
Dla muzułmanów przymierza z katolikami są kwestią obranej strategii, nie zaś wspólnoty wartości. Na tej samej zasadzie muzułmanie równie chętnie angażują się w alianse z antyklerykalną lewicą, co widać choćby we Francji. Czynią to nie dlatego, że utożsamiają się z ideałami lewicy, ale dlatego, że widzą w takim układzie korzyści dla siebie. Jedną z największych słabości chrześcijaństwa jest postrzeganie islamu w oderwaniu od jego politycznej natury. Islam nie jest tylko religią, jest religijnym systemem politycznym – kalendarz muzułmański datuje się nie od momentu objawienia Koranu, ale od chwili ustanowienia przez Mahometa państwa islamskiego. Podporządkowanie sobie innych religii i kultur stanowi sam rdzeń islamu. W tej partii szachów “dialog religijny” jest nie celem, ale środkiem; biskupi są nie partnerami, a pionkami mającymi zabezpieczyć flanki ważniejszych figur. Ostatnie ruchy w tej wielkiej grze rozegrały się pomiędzy uniwersytetem Al-Azhar, najważniejszej uczelni islamu sunnickiego i Watykanem. Kontakty pomiędzy tymi dwoma ośrodkami zostały zerwane kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI potępił atak na kościół w Aleksandrii. Wyciągając łaskawą dłoń w stronę papieża Franciszka wielki imam Al-Azhar powiedział, że kontakty można wznowić “jeśli w jednym ze swoich przemówień papież potwierdzi, że islam jest religią pokoju”. Trzeba przyznać, że to najprostszy sposób na sprawdzenie, czy nowy papież będzie łatwiejszy w manipulacji, która pozwoli uzyskać strategiczną przewagę w stosunkach z Kościołem. Szantaż zadziałał, w swojej ekshortacji apostolskiej Evangelii Gaudium (253), Franciszek przekonuje, że prawdziwy islam i prawidłowe odczytanie Koranu sprzeciwiają się wszelkim formom przemocy.
Podczas gdy muzułmanie zyskują dzięki dialogowi religijnemu wiele przywilejów, ułatwień i korzyści, które z kolei nie są odwzajemniane wobec katolików zamieszkujących kraje muzułmańskie, trudno powiedzieć jakie korzyści przynosi taki dialog religijny nawet katolikom na Zachodzie. Jeszcze niebezpieczniejsze są deklaracje podobne do tej, którą wypowiedział kardynał Dolan. Takie słowa wypowiadane przez biskupów i zwykłych księży, nieposiadających wystarczającej wiedzy na temat islamu, nie tylko powodują ugruntowanie fałszywego mitu o „religii pokoju”, ale wręcz prowadzą do zacierania wszelkich różnic, a zatem i granic pomiędzy obiema religiami. W ten sposób tworzy się hybryda, którą po angielsku prześmiewczo określa się mianem „chrislamu” – bo jeżeli Bóg jest ten sam, jeżeli nie ma żadnych różnic a jedynie same tylko podobieństwa, to obie wiary zlewają się w jedno. Dlatego właśnie na islamistycznych stronach można przeczytać: „Kocham Jezusa – on też był muzułmaninem”.
Monika Gabriela Bartoszewicz
Proponuję zastosować wykrywacze kłamstw w trakcie takich zakłamanych dialogów!!!!